Disney i Universal kontra Midjourney: Gdy AI rysuje za dużo
INFORMACJA12-06-2025
Disney i Universal kontra Midjourney: Gdy AI rysuje za dużo
Wyobraź sobie, że wpisujesz prompt w stylu: "Baby Yoda w stylu anime z mieczem świetlnym na tle zamku Disneya" — i po kilku sekundach AI serwuje ci obrazek, który wygląda jak dzieło studia Lucasfilm po kilku espresso. Fajna zabawa? Jasne. Legalna? No właśnie... niekoniecznie. W Hollywood właśnie rozbrzmiał potężny alarm prawny: Disney i NBCUniversal wypowiedziały wojnę Midjourney – jednej z najpopularniejszych platform generatywnej grafiki AI.
Co się właściwie wydarzyło?

11 czerwca 2025 roku do sądu federalnego w Los Angeles wpłynął pozew, który może zatrząść fundamentami branży AI. Według skargi, Midjourney miało wygenerować i przechowywać tysiące obrazów przedstawiających postaci należące do studiów – w tym Elzę z „Frozen”, Minionki, Yodę czy bohaterów „The Simpsons”.

Co gorsza, część z tych obrazów powstawała nawet bez konkretnych promptów użytkowników – czyli AI działała niejako „na własną rękę”, korzystając z danych, które nie były jej dane.

„Bezkresna otchłań plagiatu”? Disney nie przebiera w słowach

W pozwie Disney określa Midjourney jako:

"Klasycznego pasożyta praw autorskich i bezkresną otchłań plagiatu" -

NBCUniversal dorzuca swoje:

"Kradzież to kradzież – niezależnie od użytej technologii" -

Jednym słowem – technologia nie daje immunitetu. Dla studiów filmowych, które zbudowały miliardowe imperia na postaciach popkultury, to nie tylko złamanie prawa. To walka o tożsamość marki i intelektualne dziedzictwo.

Co na to AI?

Tu zaczyna się ciekawy filozoficzny spór. Twórca Midjourney, David Holz, w 2022 r. przyznał, że dane do trenowania modeli pochodzą z „wielkiego przeszukania internetu” (a big scrape of the internet). Bez sprawdzania, czy są objęte prawem autorskim.

Jego argument? AI uczy się jak człowiek – przez obserwację. Ale studia odpowiadają: człowiek nie może skopiować całego Disneya i sprzedawać kopii na Etsy. Więc AI też nie powinno.

O co ta stawka?

Midjourney miało w 2024 roku przychód w okolicach 300 milionów dolarów. Nie mówimy więc o hobbystycznym narzędziu z GitHuba – mówimy o komercyjnym gigancie. Hollywood nie zamierza tego tak zostawić.

Studia domagają się m.in.:

  • zakazu dalszego generowania treści naruszających prawa,
  • odszkodowań za wcześniejsze działania.

Jeśli wygrają, konsekwencje mogą być ogromne dla całej branży generatywnej AI.

Czy to koniec „dzikiego zachodu” AI?

Pozew Disneya i NBCU wpisuje się w szerszy trend: wcześniej podobne działania podjęły m.in. The New York Times, Getty Images, czy grupy niezależnych twórców. Ich cel: zatrzymać darmowe „pożyczanie” twórczości przez algorytmy.

Jak podkreślają eksperci, sprawa może stać się precedensem prawnym, który określi:

  • czy trening modeli AI na danych chronionych prawem autorskim jest legalny,
  • czy AI generujące „fanarty” musi uzyskać zgodę właścicieli postaci,
  • jak daleko sięga odpowiedzialność twórców modeli za to, co wygeneruje użytkownik.
A co na to etyka?

W tej debacie chodzi nie tylko o prawo. Chodzi też o granice twórczości. Czy AI może być artystą, jeśli cały jego warsztat to remix cudzych dzieł?

Disney mówi stanowcze „nie”:

"AI nie może być wyjątkiem od zasad prawa autorskiego" -

Podsumowanie: kto narysuje przyszłość?

Sprawa Midjourney to więcej niż walka o prawa do Minionków. To spór o definicję twórczości w erze algorytmów. Jeśli sąd przyzna rację studiom, możemy spodziewać się nowego porządku w świecie generatywnej AI – z licencjami, filtrami treści i (kto wie?) cyfrowymi opłatami tantiemowymi dla… Yody?

Jedno jest pewne: Hollywood nie zamierza odpuścić, a twórcy AI muszą przestać udawać, że „wiedza z internetu” to wolna amunicja.

Bądź z nami – bo to dopiero pierwszy akt tej cyfrowo-prawnej epopei.

Udostępnij ten artykuł: